Google+

czwartek, 4 lipca 2013

1010011 (Rozrywkowa KUKA z DLR)

    Zaczęły się wreszcie wakacje, w związku z czym roboty przemysłowe znów pokażą na Twoim Robocie nieco swojego mniej codziennego, roboczego i przemysłowego oblicza. W końcu podobno robot też człowiek. Dzisiaj w roli głównej wystąpi Kuka KR 500, która w przeciwieństwie do przeważającej większości swoich robotowych sióstr, braci kolegów i koleżanek, jest w stanie zapewnić sporo (głównie inżynierskiej) rozrywki. Dla każdego coś miłego: od przejażdżki samochodem, przez wycieczkę za sterami samolotu, po wyprawę na orbitę Marsa. Panie i Panowie, poznajcie kolejne z dzieł Deutsches Zentrum für Luft- und Raumfahrt - DLR Robotic Motion Simulator!


    Jak to zwykle bywa w przypadku zabawek przygotowywanych przez instytuty badawcze, nazwa oficjalna jest nieco mało porywająca. Na szczęście zawsze możemy liczyć na naszych zabawnych sąsiadów Niemców - i tym razem nie zawiedli! Robocza nazwa DLR Robotic Motion Simulator to... Robocoaster. Szalona (jak na Niemców oczywiście), trafna i udana. Jak bardzo - przekonacie się za chwilę.

    Pomysł na Robocoastera jest stosunkowo prosty. Tak na prawdę wpadli na niego już dawno autorzy dość popularnego na YouTube filmu z robotem Fanuc S-420, który wymachuje na wszystkie strony przymocowanym do niego człowiekiem (nie próbujcie tego w domu!). Zgadza się, Robocoaster to z grubsza rzecz biorąc również robot z fotelem w miejscu chwytaka. Fotel umieszczony jest w sferycznej kabinie, na której ścianach za pośrednictwem projektorów wyświetlany jest obraz. Nie to jest jednak podstawową różnicą między głupim i skrajnie niebezpiecznym pomysłem z Fanukiem, a DLRową Kuką.


    Otóż Niemcy w celu uniknięcia skrócenia pasażera o głowę lub rozsmarowania go po elementach otoczenia (czego standardowa KR 500 mogłaby nawet nie poczuć), dali swojemu robotowi układ sterowania zapewniający odpowiednie bezpieczeństwo. To raz. Dwa - cały ten układ ma możliwość sterowania ruchami robota w taki sposób, żeby precyzyjnie odwzorowywał on żądane przyspieszenia oddziałujące na człowieka wewnątrz kabiny. Perfekcyjny przepis na symulator ruchu w niemal każdej postaci.

    Ale zaraz, czym to się różni od standardowych symulatorów, które ma każdy szanujący się ośrodek badawczy (albo nawet co bardziej zagorzały entuzjasta gier konsolowych)? Odpowiedź jest prosta. Klasyczne symulatory posiadają równoległą strukturę kinematyczną. Mówiąc prościej, są platformą przymocowaną do podłoża za pośrednictwem siłowników lub innych napędów liniowych, których ruchy składają się w sumie na określone wychylenie platformy, a więc i człowieka na niej się znajdującego. Brzmi podobnie, ale... no cóż, nikomu nie udało się jeszcze zasymulować dachowania autem lub beczki wykonanej samolotem bez odwrócenia platformy do góry nogami. Tego klasyczne symulatory nie potrafią, a Robocoaster - jak najbardziej! Dla zobrazowania różnicy, poniżej fotka klasycznego rozwiązania do symulacji, w tym przypadku konkretnie lotu samolotem. Wyobrażacie sobie wywrócenie tej wanny do góry nogami?


    Kolejna niewątpliwa zaleta Robocoastera jest bardziej prozaiczna. Cały układ napędowy symulatora, czyli gotowa jednostka mechaniczna robota Kuka KR 500 jest znacznie tańszym, szybszym i łatwiej dostępnym rozwiązaniem niż budowane na indywidualne potrzeby platformy z zaawansowaną mechaniką i dedykowanym sterowaniem.

    Pierwszy Robocoaster został zaprezentowany w roku 2004 jako ciekawostka na targach Automatica w Monachium. Wtedy to z pomocą Kuki KR 500 można było wybrać się w podróż po orbicie Marsa. Sferyczny ekran umieszczony przed oczami pasażera (pierwszy Robocoaster miał nieco prostszą konstrukcję) prezentował filmy zarejestrowane przez kamerę HRSC europejskiej sondy Mars Express, opracowaną oczywiście przez DLR.


    Od tego czasu w DLR trwają prace nad ulepszeniem Robocoastera. Najnowsza wersja od pierwowzoru różni się nie tylko bardziej zaawansowaną kabiną, która ma zapewniać pasażerom jeszcze bardziej realistyczne doznania. Ważniejsza z widocznych różnic to posadowienie robota na torze jezdnym, którego ruchy są w pełni skoordynowane z ruchami robota. Dzięki temu całość ma znacznie większe możliwości symulacji rzeczywistych przyspieszeń.W chwili obecnej Robocoaster prezentuje się jak na poniższych filmach.

    Pierwszy film należy traktować raczej jako wstęp do drugiego. Tutaj zobaczycie, jak DLR Robotic Motion Simulator działa w roli symulatora jazdy samochodem:


...a tutaj popis pełnych możliwości Robocoastera - lot samolotem, z symulacją beczki, a nawet manewru Immelmanna. Latałbym!


    A na koniec jeszcze coś. Ci, którzy czytali wpis o pierwszych krokach Boeinga w robotyzacji być może pamiętają, że obiecałem Wam trochę się wygadać. Otóż Robocoastera miałem okazję zobaczyć osobiście. Ponieważ akurat był to piątek w długi weekend pod koniec maja, kiedy znani ze swojego lenistwa i rozlazłości (no i oczywiście wspomnianej już zabawności) Niemcy stwierdzili, że nie chce im się przychodzić do pracy - to podziwiałem go tylko przez szybę, ale mimo to zrobił na mnie spore wrażenie. Ale ja nie o tym. To cudo pokazała mi sama Florence, która urzęduje sobie w DLRze i pracuje przy uczeniu Justina kolejnych mądrych rzeczy. Może uda mi się ja przekonać, żeby pochwaliła się kiedyś efektami!

    Następnym razem roboty przemysłowe znowu będą rzeczywiście przemysłowe, ale nadal trochę niekonwencjonalne. Będą m.in. służyć do... wciskania guziczków. Zapraszam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz